środa, 28 kwietnia 2010

krejzi

Szalony dzień. Najpierw szalone spanie do ósmej, potem szalony polski i hiszpański. Szalony powrót do domu szalenie obładowanym szalonym pekaesem. Szalone uruchomienie szalonego niegdyś pegazusa i szalona decyzja, by rzucić wszystko w cholerę i jechać na szalony teatr tańca. A szalona kartkówka z matmy już jutro.
Na szalony wyjazd namówiła mnie szalona S. i już po chwili pędziliśmy na szalony przystanek. W połowie drogi minął nas szalony autobus którym mieliśmy jechać. Na szczęście szalony kierowca czekał na przystanku - w końcu przybył o całe i szalone 6 minut wcześniej. W szalonym autobusie pouczyłem się nieco szalonej matematyki, lecz różnica pomiędzy 'pouczyłem' a 'nauczyłem' jest szalenie ogromna. Szalony spektakl był dość ciekawy i szalenie aspirujący na coś więcej. Były szalone wizje roku 2110, szalone próbówki z ludźmi, szaleni naukowcy i mniej szalony taniec współczesny. Po szalonej godzinie udaliśmy się na szalony dworzec, razem  z szaloną koleżanką S. Na miejscu, po zbadaniu niesamowicie szalonego rozkładu jazdy, okazało się, że następny autobus mamy za półtorej godziny tj. o 21:05.
-Łee - powiedzieliśmy i udaliśmy się w szalony trip po mieście razem z szalonym aparatem fotograficznym robiącym, szalone, czarno białe zdjęcia.
100 szalonych zdjęć dalej.
Przeszliśmy połowę szalonego Krosna i udaliśmy się w drogę powrotną do kompletnie nie szalonego domu.
A ja - szalony - spędziłem cały dzień na nic nierobieniu. A szalona kartkówka z matmy już jutro.

3 komentarze:

  1. wiedziałam, że tu przeczytam o naszym szalonym wypadzie ^^ I jak Ci poszło? ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. po przeczytaniu tej notki, wkurza mnie słowo 'szalony' ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Taaa...
    Szalenie wkurzające są Twoje szaleństwa, szalony F.



    ;]

    OdpowiedzUsuń