niedziela, 18 kwietnia 2010

kick-ass

Rychłoż się zejdziem znów przy blasku
Błyskawic i piorunów trzasku? 


Siedzę sobie nad Makbetem, on ani nie krzyczy, ani nie woła, to go nie tykam. Niech leży. A nóż się okaże, że nie jest zadany na jutro! 
Słucham soundtracku z filmu, którego nie widziałem. Bujam się do rytmu muzyki z moich lanserskich słuchawek i piję Żywca.
Żywca Zdrój. Żywca Zdrój 1,75 litra! Nie byle co!
I tak siedzę sobie nad Makbetem, słucham soundtracku z filmu, którego nie widziałem i ładuję baterię odtwarzacza, który się wyczerpał. Zaiste znaczenie baterii w moim odtwarzaczu jest wielce istotne. Odtwarzacz ten pozwala mi na podłączenie przy pomocy kabla zakończonego wtyczką typu mini-jack 3,5 moich, a jakże, lanserskich słuchawek, o których mowa była 53 wyrazy temu. Zatem odtwarzacz zaopatrzony w takie słuchawki jest w stanie zaspokoić moje zapotrzebowanie na utwory muzyczne w ciągu całej doby. I mógłbym tak jeszcze nawijać z godzinę, gdybym właśnie w tej chwili nie zaobserwował, że z moim odtwarzaczem dzieje się coś niecodziennego i, chyba nie nadużyję tutaj plastyczności prawdy jeśli powiem, że on się kurwa zepsuł.
...a jeszcze na początku tego wpisu działał. chlip, chip...

update:
fałszywy alarm. Na szczęście. Odetchnąłem. Foooooffff..... Wystarczyło poszturać pinezką we wszystkie otwory mego cudnego odtwarzacza i voila!

4 komentarze: