środa, 14 kwietnia 2010

I belive in miracle

Od jakiś 3 dni kompletnie nie chce mi się uczyć. Kom-plet-nie. Bujam się tylko w sukience i z nożami w rekach po XV-wiecznej Florencji i ciacham skurczybyków. I jestem dobry, bo Marcel, na przykład, ciacha konie i cywilów. A Olka to w ogóle by wszystko pociachała, łącznie z budynkami (o ile lała by się z nich krew).
Także na-a i w ogóle.
Spróbuję przeżyć jutro bez jedynki, dotrwać do buszowania po empiku, a potem do chóru. W ogóle to męczyłem Wielkiego "T" abyśmy śpiewali jakieś pieśni o profilu, bądź co bądź, BARDZIEJ rozrywkowym niż Gaude Mater Polonia czy Witaj majowa jutrzenko. Nie żebym skakał do jutrzenki, broń Boże. Ale takie wycie w Lajon slips tunajt było by o niebo über.
W ogóle to bym sobie jakiś felieton napisał, tak mnie naszło. Tylko tematu jakby brak...

3 komentarze: