niedziela, 20 marca 2011

jump, left, left!

Świetny weekend. A za półtorej godziny wiosna.
Dostałem od przyjaciół nowego Assasins Creeda. Wielbię i zagrywam się w każdej wolnej chwili. Szkoda tylko, że jak na razie nie zapowiada się żaden długi weekend. Mimo wszystko, olałem naukę, wykorzystam pozostałe Xy, ale w Assasyna pogram. Dziecinada mode on.
Wczoraj, tato zabrał mnie na jazdę samochodem. W związku z tym, że w tym tygodniu zaczynam jazdy, a mam wątpliwości gdzie jest sprzęgło. I pojeździłem. Krótko, ale na więcej nie miałem siły. Całkowite skupienie, na drodze dziury jak po trzęsieniu ziemi ( a to przecież nie tu ), a ja kręcę kierownicą na zakrętach jak pojebany. Gdy z naprzeciwka jechały samochody - miałem dość. Ale wiem które to sprzęgło! I umiem zmieniać biegi, jestem koks.
Dzisiaj natomiast - rajd po sklepach. W Krakowie było mało czasu by wszystko spokojnie ogarnąć, więc po ubrania trzeba było wybrać się raz jeszcze. Ale w sumie olać ubrania.! W Tesco spędziłem przed xboxem z kinectem niemal godzinę. Razem z kuzynem (lat 10) skakaliśmy, kucaliśmy, wymachiwali rękami, robili moonwalka, dźgali wyimaginowane bańki i całkiem realnych przechodniów, a to wszystko między półkami. Na początku było mi trochę głupio skakać i robić dziwne figury (zwłaszcza, że jakiś tuzin zainteresowanych gapi się to na telewizor to na mnie) ale potem było już zupełnie luzacko. Wypróbowałem kilkanaście gier, we wszystkich trzeba było skakać, machać rękami czy nogami, nieziemsko mi się to spodobało. Może nie aż na tyle, żebym każdy grosz odkładał do świni z napisem xbox, ale na pewno częściej bywałbym u kogoś z kinectem przy telewizorze (oferuję piwo i orzeszki!).
Jutro wiosna, poniedziałek i matma na pierwszej lekcji. Resztę dopowiedz sobie sam/a.

czwartek, 17 marca 2011

caramel macchiato

Byliśmy w Krakowie. Gitara, djembe, melodyka, teksty piosenek, autobus, my i 170 kilometrów. Epicko. Na miejscu rajd w poszukiwaniu ubrań, który dla mnie zakończył się zdobyciem jedynie granatowego, całkowicie zwykłego i nudnego (albo jak niektórzy wolą - vintage) t-shirtu. Potem burżujska kawa w Starbucksie. Jest tak dobra jak mówią. I tak samo droga jak mówią. Następnie obiad, fotki na rynku i teatr. A tam - Szalone Nożyczki. Salon fryzjerski prowadzony przez geja (o jakie to modne!), zwykły dzień. Klienci przychodzą, wychodzą, panna sławnapianistka z piętra wyżej piłuje klasykę na fortepianie. Wszystkich trafia szlag, walą w rurę by przestała i w końcu przestaje. Tyle, że na wieki. Została zamordowana. Ale przez kogo? Jak? Dlaczego? O tym publiczność decyduje sama.
Spektakl dość przyjemny, ale nie zrobił na mnie jakiegoś piorunującego wrażenia. Jednak zabawa dobra, przejdzie.
Gdybym nie był tak bardzo śpiący, może napisałbym jak razem z Simoną i Mariuszem, skusiwszy się na jedzenie z McDonalda , odłączyliśmy się nocą od grupy i z uśmiechem na ustach zamówiliśmy chickenburgery nie dbając o to, że klasa poszła do autobusu, a my nie mamy pojęcia gdzie. Spoko. I tak biegliśmy sobie przez Kraków - pojedzeni i zestresowani.
Truchleję na myśl o jutrze. Pobudka po 6, autobus, szkoła, koncert, obiad, prawo jazdy, egzamin (choleracholeracholera), próba, próba, próba, autobus o 22:30 i dom. Umrę, jak nic umrę. Zaśpiewajcie mi coś fajnego nad grobem jak by co.

poniedziałek, 14 marca 2011

frosty

Osiemnasta. Wbiegłem do domu, zrzuciłem płaszcz, włączyłem komputer, otworzyłem okno. Otworzyłem okno. Wiosna, normalnie wiosenny wieczór. Cieszę się jak dziecko.
Rano, biegnąc na autobus, słońce raziło w oczy. Spojrzałem na zegarek przekonany, że zaspałem i słonce zdążyło już się porządnie rozkręcić, ale jednak nie - 7:00.
Dzisiaj święto - nie mamy lekcji - idziemy do sądu. Spekulacje dotyczące sprawy okazały się błędne i nie byliśmy świadkami sądzenia mordercy, a trzech genialnych podrostków, którzy podrabiali banknoty pięćdziesięciozłotowe. Wszystko fajnie, może i byłoby ciekawie, gdyby nie fakt, że delikwenci kserowali kaskę w urządzeniu wielofunkcyjnym na normalnym(!) papierze. Geniusze zła. Wyrok nie zapadł, było dość nudno, panowie adwokaci mówili jak nudny nauczyciel .......(tu wstaw przedmiot), a kobiety siedzące obok sędziego wyglądały jak dwie śpiące buki, którym ktoś zabrał kluczyki od samochodu i na miejsce musiały się doczołgać. Drogie Panie! Wiosna idzie!
Sam sędzia - medialny, inteligentny, wygadany, elegancki, ogólnie spoko facet. Tyle, że droga kariery jak dla mnie nieosiągalna - garnitur?! krawat?! no bez jaj.
Chciałbym już środę. I Kraków.

sobota, 12 marca 2011

41 pytań

Twój typ osobowosci:
Ludzie o tym typie charakteru to entuzjastyczni i kreatywni idealisci. Sa w stanie osiagnac wszystko, co znajdzie sie w obrebie ich zainteresowan. Maja wielkie zdolnosci komunikacyjne. Czuja potrzebe prowadzenia zycia zgodnego z ich wewnetrznym systemem wartosci. Pobudzaja ich nowe pomysly, lecz nudza ich szczególy. Sa to ludzie otwartego umyslu, zdolni dostosowac sie do sytuacji, i posiadajacy szeroki zasób zainteresowan i zdolnosci.

Zawody które moglyby do Ciebie pasowac obejmuja:
Aktorzy, dziennikarze, pisarze, muzycy, malarze, konsultanci, psycholodzy, psychiatrzy, przedsiebiorcy, nauczyciele, doradcy, politycy, dyplomaci, reporterzy telewizyjni, handlowcy, naukowcy, przedstawiciele handlowi, artysci, duchowni, ludzie zajmujacy sie reklama, naukowcy spoleczni, pracownicy spoleczni.
 _______________________________________________ LINK JAK BYK

Tak, na pewno będę duchownym. Zaraz po tym jak rzucę pracę w jakimś centrum badań naukowych. Tyle że cała reszta się zgadza, hmm?

Tak w ogóle, to kończę chorować, to jest post numer 200, w poniedziałek nie mam lekcji, we wtorek mam, a w środę jedziemy się lansować do Krakowa.
Tak stwierdzam, że przez chorobę, siedzenie w domu i przyjaźń z łóżkiem, za dużo myślę. Ale i tak Ci tego nie powiem.

czwartek, 10 marca 2011

strepsils

Jestem chory. Znowu. Pisząc to ledwie widzę, boli mnie szum reklamówki i muzyka. Przy przełykaniu śliny mam ochotę ryczeć, ale gdybym przy tym ryczał to pękłaby mi głowa.
A jutro próba. Zabiją mnie. Albo sam się zabiję. Nie wiem.
A za chwilę - jakby złego było mało - do lekarza.

poniedziałek, 7 marca 2011

żubry

Wytrzeźwiałem. Nadużyciem byłoby powiedzenie tyle co, ale naprawdę 'pod wrażeniem' byłem dość długo. Wczorajsza noc przeszła do historii. Nieoficjalnie mam 18 lat.
Oficjalnie - za 3 tygodnie.
Impreza urodzinowa to zazwyczaj to, co pozwala nam odprężyć się, razem z przyjaciółmi napić się wódki, potańczyć do rana, albo przynajmniej później nocy. Natomiast WŁASNA impreza urodzinowa to masa przygotowań, zakupy, gotowanie, pieczenie, ustawianie, dekorowanie, organizowanie, układanie, a dopiero potem to, co w poprzednim zdaniu. Sprawę wieńczy sprzątanie, które w moim wypadku wyglądało jak taniec zombie z miotłą.
Sama impreza była, jak dla mnie, świetna. Moja genialna klasa + kilku przyjaciół ze szkoły jak zwykle pokazało klasę i wszyscy bawili się gdy tylko poleciało jakieś pierwsze lepsze waka waka. Druga część stołu przez pewien czas wyglądała tylko tak ._____.
Na początku trochę nie wiedziałem co się dzieje. Zobaczyłem moich dwóch afro klonów, tyle że szczupłych. Aha. Potem fala gości, usadzanie, niekończący się toast, wreszcie zabawa. Mam nadzieję, że goście bawili się tak dobrze jak ja.
W domu poruszenie - wszyscy są zachwyceni moją klasą. Że zgrani, że obożejaktańczą, że widać że się lubią, że piękne i przystojni, że tak umieją się bawić. Słowem - zajebiści.
Dzięki!

sobota, 5 marca 2011

umpaumpa

Dzisiaj moje 18 party. Przez ostatnie dni miałem niezły młyn, dzisiaj wszystko się skumulowało, ale w sumie jestem podekscytowany i mam tylko nadzieję, że ludzie będą się dobrze bawić. Ściągnąłem tonę tanecznej muzyki, zrobiliśmy wielkie zakupy, wódka się chłodzi, sprzęt już połączony. Jeszcze tylko zrobić dipy i przekąski. Oby się udało.
Wooooooooooooooooooo!