poniedziałek, 14 marca 2011

frosty

Osiemnasta. Wbiegłem do domu, zrzuciłem płaszcz, włączyłem komputer, otworzyłem okno. Otworzyłem okno. Wiosna, normalnie wiosenny wieczór. Cieszę się jak dziecko.
Rano, biegnąc na autobus, słońce raziło w oczy. Spojrzałem na zegarek przekonany, że zaspałem i słonce zdążyło już się porządnie rozkręcić, ale jednak nie - 7:00.
Dzisiaj święto - nie mamy lekcji - idziemy do sądu. Spekulacje dotyczące sprawy okazały się błędne i nie byliśmy świadkami sądzenia mordercy, a trzech genialnych podrostków, którzy podrabiali banknoty pięćdziesięciozłotowe. Wszystko fajnie, może i byłoby ciekawie, gdyby nie fakt, że delikwenci kserowali kaskę w urządzeniu wielofunkcyjnym na normalnym(!) papierze. Geniusze zła. Wyrok nie zapadł, było dość nudno, panowie adwokaci mówili jak nudny nauczyciel .......(tu wstaw przedmiot), a kobiety siedzące obok sędziego wyglądały jak dwie śpiące buki, którym ktoś zabrał kluczyki od samochodu i na miejsce musiały się doczołgać. Drogie Panie! Wiosna idzie!
Sam sędzia - medialny, inteligentny, wygadany, elegancki, ogólnie spoko facet. Tyle, że droga kariery jak dla mnie nieosiągalna - garnitur?! krawat?! no bez jaj.
Chciałbym już środę. I Kraków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz