wtorek, 30 marca 2010

duch

Nie sa mo wi te. Jutro mam wf. Pierwszy od jakiś 2 miesięcy. Oficjalnie jest, bo jak mówi Hubi, jutro się okaże ze nie ma. On jest biedny, ten Hubi. Poszedłby kujon do sportowej, to chociażby w piłę pograł. Ale przynajmniej ja mam z kim jeździć zapchanymi autobusami, a on nie marnuje kujoństwa. Także no.
Poza tym, jutro mamy żebrać naszego nieogarniętego fizyka o możliwość jedzenia jaj na jego lekcji. Pewnie się ostentacyjnie nie zgodzi, ale Stryczniewicz się na niego wydrze i w końcu pozwoli.
Święta się zbliżają, rodzina przyjeżdża, spowiedź odfajkowana. A propos, trafiłem na świetnego księdza, śmiałem się przez pół spowiedzi (chyba nie wypada, ale on sam zaczął!) i wcale nie było tak strasznie. Słit.
Czytam fajną książkę (i wcale się nie przejmuje, że zza żółto-niebieskiej okładki Dżumy woła Rieux "ej, lamo, przeczytałbyś, kurna, do końca!"). Duch upierdliwej Mary Roach traktuje o naukowym spojrzeniu na życie pozagrobowe. Czyli fajnie i ciekawo. I śmiesznie do tego.


„Wiem już, co na ten temat mówi religia  i wprawia mnie to w konsternację. Nie proponuje ona bowiem żadnego prawdopodobnego, spójnego oraz naukowo sensownego scenariusza. Religia mówi, że twoja dusza idzie do nieba, ewentualnie do rajskich ogrodów, albo reinkarnuje się w nowym ciele, albo też, że leżysz sobie w swoim trumiennym wdzianku, czekając na powtórne przyjście Mesjasza. I rzecz jasna tylko jedna z tych opcji może być prawdziwa. A to z kolei oznacza, że dla milionów ludzi religia okaże się kiepską gwarancją na życie wieczne. Wygląda na to, że lepiej postawić na naukę. (…)
Byłoby dla mnie szczególnie uspokajające, gdybym wierzyła, że znam odpowiedź na pytanie: co dzieje się z nami po śmierci? Czy po prostu gaśnie światło i zapadamy w drzemkę trwającą miliony lat? Czy też jakaś cząstka mojej osobowości, jakaś cząstka mnie, żyje nadal? Jak to się odczuwa? Jak będzie wyglądał mój dzień? Czy będę mogła gdzieś tam podłączyć się z moim laptopem?"

niedziela, 28 marca 2010

no i czeeść.

Po koncercie. Było hucznie, głośno, ciasno i szybko.
W pozornie pierwszej części posiedzieliśmy na balkonowych schodach przyglądając się z góry występującym kapelom. Metalu jedynie nie strawiłem, ale Anita śpiewa fajosko. Potem pobiegliśmy długimi i krętymi korytarzami ercekapu na 'zascenę' bo za niedługo miały wystąpić gwiazdy - czyli my - chór.
A propos występu to znów musiałem przyoblec znienawidzony strój czyt. garniak. No w życiu bym nie pomyślał, kiedy go kupowałem przed balem gimnazjalnym, że będę go musiał ubierać tak często. sic. Ja - wieczny nibyskejt nienawidzący hiphopu w przydługich koszulkach, dżinsach i kolorowych butach miałbym ubierać to sztywne, nienaganne coś? No wai. I się okazało, że mam to na sobie średnio raz w miesiącu... Ale - do rzeczy.
Wyszliśmy gdy scenę zasłaniał jeszcze ekran do wyświetlania filmików. Poplątaliśmy się troche, poustawialiśmy, Wielki T zajął pozycję i poszło! Ekran w górę, jupitery na nas, światło w oczy i wio. Gdzieś pod koniec pierwszej piosenki zapomniałem co to ślina. Języka nie czułem, ale śpiewam dalej, jp! Wszystko poszło dobrze, podobno. Bo my się w zasadzie nie słyszeliśmy.  Zeszliśmy, poluzowałem krawat, zrzuciłem marynarę i przebrałem ohydne, szpiczaste buty na moje poczciwe najki. Hej, wróciłem!
Pooglądaliśmy reszty występów, udzieliłem czterozdaniowego wywiadu do (o zgrozo)  radia fara i uśmiałem się do łez na making ofie. Słowem - cudnie. I nikt nawet mnie za bardzo nie drażnił! O.
A teraz siedzę przed kartką z poleceniem napisanie konspektu i piszę. Tylko, że bloga.
Jestem super hepi, bo zamówiłem sobie 2 płytowych Bitelsów, a moj superstarowyglądający zegarek na łańcuszku bez łańcuszka powiedział "pierdol się" i stanął. Jp, zegarek.

piątek, 26 marca 2010

dam ci w pysk.

Jestem cholernie zirytowany. Po napisaniu klasówki na polskim udaliśmy się na próby przed jutrzejszym koncertem. Wszystko spoko, wszystko fajnie. Do czasu. Jak to dwie osoby mogą spowodować, że masz ochotę zejść ze sceny i krzyknąć "kurwa, przestańcie pierdolić!". Żałosne, no żałosne zachowanie pewnej dziewczynki. Ale jak to niewiele do szczęścia potrzeba - odrobina pozornej władzy i już wszystkimi dyryguje. Pięuknie.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że szoł jej się posypie. Ale ja jej źle nie życzę.
Po próbie nastąpiła 'tafajniejsza' część dnia. Razem z promedami śpiewającymi i humanami śpiewającymi udaliśmy się do empiku, a potem na lody. Pani zza lady z portiusa ssie paukę, bo jak jej się dziesięć osób w kolejce po lody ustawiło to gdzieś za kotarą siedziała. Jp. Poszliśmy do centrum i kupiliśmy sobie algidy litrowe. Jeah. Dooobre było. W ogóle to świetna pogoda dzisiaj się udała. Mam nadzieję, że jutro będzie równie ładnie bo jak nie to jp.
Kupiłem sobie dzisiaj Across the universe z genialnymi piosenkami Bitelsów, których kocham. Jak będę duży i bogaty jak lejdi gaga, to sobie kupie wszystkie ich zremasterowane płyty.
Mam ochotę zacząć biegać, chyba już czas. Ciepło, w miarę sucho, prawie miód. Kupię dresy i wio. Ihaha.

środa, 24 marca 2010

bday

Właśnie wróciłem z Krakowa. Trip przedni. Kochani ludzie, księgarnie, rynek, kfc - czego chcieć więcej.
Do tego telefony z życzeniami urodzinowymi. Miło.
Niestety, teraz jest kompletnie niezdatny do użytku. Ale mam za to superextrahiper starodawny zegarek na łańcuszku (wreszcie przyszedł!) i udało mi się wygrać aukcję z superhiperstraym i tanim aparatem.
Jeah, 67 letnia Smiena za 5 zł to to, co lubię.
Nie mam siły więcej pisać. Relacja z galerii może jutro.

wtorek, 23 marca 2010

krk!

Jutro Kraków. Jeah. W sobotę koncert. Jeah2. W piątek klasówka i sprawdzian. Fak...
Jest pozytywnie. Dzisiaj obudziło mnie słońce, dziwne uczucie. Za kilka godzin stanę się o rok starszy...
Co raz bliżej pełnoletności, ale w sumie nie wiem czy tego chcę...

poniedziałek, 22 marca 2010

hey Jude.

Historia. Przeklętaaa!
Siedzę od 16 i wkuwam. Nie wiem czy cokolwiek zapamiętuję, ale lekcje przeczytałem.
Jak zwykle, miałem uczyć się już od kilku dni. Zacząłem dzisiaj, a sprawdzian jutro. Miód.
Wypiłem litr kawy, podlałem rzeżuchę, pograłem na gitarze, git. Jutro umrę, ale co mi tam.
Ważne, że w środę jedziemy do Krakowa! Jeeee!
A w sobotę PPS! Jeeeee2! Przeraża mnie wdzianie garnituru, ale co zrobić, przecież w dżinsach nie pójdę Kutna śpiewać, no Boże broń.
 Jestem rozgoryczony szybkością (a raczej jej brakiem) ładowania się Icy Towera na fejzbuku.
Poza tym odkryłem nową zajawkę - lomografię. Krystyna zgapiła. Małpa. W środę urodziny, liczę na przypływ kasy, kupię sobie aparat, będę kul.
Wracam do książek.

sobota, 20 marca 2010

ups...

Mam dziwnie ciężką głowę. Czyli wczoraj było nieźle.
Pogoda jest nieziemska. Ciepło, słonecznie, prawie lato. A moje buty nieziemsko zabłocone, yeah!
Łikend!

piątek, 19 marca 2010

na miacho

Szybki prysznic, szybka nota.
Za chwilę lecę na miacho. Będzie wino, kobiety i śpiew, mam nadzieję.
Dzisiejsza matma potwierdziła moje przypuszczenia o diabolicznym usposobieniu psorki. Nosz kurwa, mistrzyni ciętej riposty.
Wiosna po raz kolejny wpadła, pewnie jak zwykle - na dzień, dwa. Ee, trzeba się cieszyć, że w dupe nie zimno, o.
Która to? 17.14. Hurry up! Nie mam czasu, lecę.

środa, 17 marca 2010

Df = <-8;-2) ∪ (-2;+∞)

Siedzę nad matmą. Sprawdzian w piątek a ja ciągle niewiele umiem. Ale lepsze funkcje niż logarytmy.
Będę miał Assassins Creed 2 i cieszę mordkę.
Poza tym nie wiem co jeszcze mógłbym napisać, toteż nie będę pisał.
Pa.
O, przypomniało mi się. Gardło mnie boli. A Karolina ma shishe i sobie pali. Też chcę.

wtorek, 16 marca 2010

uuuugryź szynkę!

Dzień - miód. Wcale się tak nie zapowiadał, ale jednak moje życie cały czas mnie zaskakuje.
Sprawdzian z chemi poszedł mi tak - o, ale za to nastepne lekcje były już kompletnie luzackie.
Przed historią otrzymałem wiadomość, która na zawsze odmieniła mój dzień - "jutro nie ma hiszpańskiego!!!". Z radości zerwałem kawałek żaluzji. Do tego nie mam wfu! Czyli jutro tylko 3 lekcje. Jupijo!
Na geografii oglądaliśmy film o surykatkach. Boże, zakochałem się w nich. Tak, do tego stopnia, że po lekcji poszedłem sobie pożyczyć płytę do psorki! Te surykaty są świetne! Ten ich tępy wyraz twarzy i stanie na 2 łapach...och.
Na domiar dobrego, przed jakąś godziną otrzymałem komputer. Wyczyszczony, z nowym Windowsem 7. Mniamuśnie. Doinstalowałem sobie co ważniejszy stuff, grunt że jest winamp i gra Guns'n'Roses.
Das ist fantastich!

poniedziałek, 15 marca 2010

RIP

"System się posypał" - to brzmiało jak wyrok. Dawid zabrał kompa, będzie może jutro... Przykro mi... Ale może przynajmniej fejzbuk nie będzie mnie wołał i dam radę się pouczyć. Byłoby oczywiście prościej gdybym miał zeszyt, ale nie, Jezier mi zapomniał oddać. Idiot.
Więc, może do jutra...

niedziela, 14 marca 2010

*marsz pogrzebowy*

Za 3 godziny poniedziałek. I cała reszta tygodnia. Tragicznego tygodnia. Jakieś 4 sprawdziany, do tego matmy, historie, hiszpany. Bleah.
Mimo wszystko pouczyłem się trochę na biologię, czuję, że za mało. Grunt że rysowałem komiks jak się zwalcza infekcję, może przynajmniej to będę pamiętał.
W sumie, to co ja się tym przejmuje?
Jest tyle ważniejszych, pięknych rzeczy.
Trzeba się życiem cieszyć, po co nam znajomość układu wydalniczego?!
Miejmy to w dupie, właśnie! Jeeee.
Dzisiaj udało mi się za 31 razem uruchomić komputer i chyba go odwirusowałem.
Boję się go wyłączyć, bo nie wiem czy znów uda mi się go włączyć. Okaże się jutro.


Tak w ogóle to...chciałbym.

piątek, 12 marca 2010

oh jea, wait a minute, mr postman!

Dzień Patrona. A ja jako kolega Brajana, niby Kopernika, który razem z Hubertem namawia tegoż Kopra do wyjścia na miasto, na piweczko. No kurwa cud, miód. O ile moje prognozy co do jakości występu były tragiczne, o tyle skecz wyszedł bodaj całkiem nieźle.
Biała koszula, coś ze szmateksu, spodenki pumpy(szyte na zamówienie, nie byleco!), rajstopy, buty w szpic, afro i mamy idealny strój do występu przed nauczycielami i setkami uczniów. Jeeeah, będę sławny!
Dzisiaj miała być impreza u Kryśi, ale niestety nie ma. Łkam.
Mój zawirusowany wczoraj nieziemsko komputer, dzisiaj doznał cudownego, samoistnego odwirusowania i co lepsze - działa! Jupi! Gdy tylko zorientowałem się, że mogę klikać w foldery i to klikanie niesie za sobą akcję w postaci otworzenia tegoż folderu, odpaliłem nero i nagrałem co ważniejsze rzeczy. Ha, teraz się możesz psuć suko, sformatuję cię bez wahania!
Zaliczyłem dzisiaj dwie gleby. Wracając z autobusu, dla jasności. Pomijając fakt, że wysiadłem przystanek dalej niż zawsze, bo nie mogłem się dopchać do wyjścia (pieprzone autobusyyyy) miałem do domu dalej niż bliżej. 10 sekund po tym jak autobus mnie wypluł zaliczyłem glebę nr 1. Sto metrów dalej, uważając by nie pośliznąć (bo z naprzeciwka nadjeżdżał bum-bum) właśnie wtedy zaliczyłem glebę numer 2. 
Ach, czuję się tak poobijany.

wtorek, 9 marca 2010

piksel.

Już po. Akademia dla klasowych dziewczyn się udała. Hoho, ja się cieszyły! Klaskały w rączki i w ogóle.
Lipdub znowu się nie udał. Teraz to pierdolę. Już 2 razy czekałem na kręcenie i 2 razy wyszliśmy w niczym. Chociaż w sumie dzisiaj było fajnie, pofociłem sobie lustrzanką Taraski, mniam.
Przed chwilą zorientowałem się, że gdzieś wcięło moje kserówki z hiszpańskiego, a sprawdzian wszech czasów w czwartek, miodnie.
No nic, będę kserował.
Aha, Karolina dzisiaj ładnie wyglądała. (Masz, napisałem, jesteś sławna, ho!)
O właśnie, byłbym zapomniał! Byliśmy dzisiaj na szmatach. Ja, Hubi, Simonetta, Kris i Kośka. Szukaliśmy czegoś do skeczy. I znaleźliśmy, taaa. Mam jakąś szarą szmatę, bliżej nieokreśloną, z poduszkami na ramionach i dziwnymi kieszeniami. Mówią, że średniowieczna. To wziąłem. Ha! A Hubi ma rudy golfik, już w sumie nie wiem co gorsze...

poniedziałek, 8 marca 2010

nanananaannaananaanaaaa!

Dzień kobiet - 24 godziny w czasie których dla każdej napotkanej samicy człowieka powinniśmy być mili, najlepiej jeszcze obdarować ją tulipanem czy inną różą. Obdarowana cechuje się chwilowym zmiękczeniem serca i przyjaznym zachowaniem. Zaleca się nie zapominanie o ww. wydarzeniu, albowiem skutkuje to fochem strony świętującej.

Dzisiaj mieliśmy kręcić lipduba - nie kręciliśmy. Niefajnie. Kręcimy jutro.
Rekolekcje w maku to w sumie przyjemna sprawa, chociaż dzisiaj atmosfera była strasznie grobowa. Ale przecież stypa w maku to jest to co chciałbym mieć! Ale tylko w pokoju dla dzieci! Jeee.
Ogólnie to się wyspałem, w nocy pewnie będę liczył barany, ale co mi tam, barany też fajne. Dowiedziałem się właśnie o nowej płycie Czesława i jest happy.
Jutro happening na dzień kobiet, spóźniony ale może nas nasze samice nie pożrą. Będzie totalnie...ale sza, bo dziewczyny to mogą przeczytać.
Także ja idę po wodę, a wy się miłujcie. Enjoy.

sobota, 6 marca 2010

mmm bop!

Dzisiejszy dzień sponsoruje piosenka mmmBop Hansonów. Już dawno żadna piosenka tak mnie nie wkręciła jak ta, mimo, że nie moje klimaty.
Zima mnie porządnie wk...zdenerwowała. Już było tak pięknie! Widać było zieloną trawkę, świeciło słoneczko, zniknęły nawet kałuże, a tu nagle budzę się rano, patrzę przez okno na ogród i co widzę? Zasypane oczko wodne, białe krzewy i inne badziewia - słowem - grudzień w marcu. I do tego cały czas sypie! Bez kitu!
Chciałbym do kina na Alicję w Krainie Czarów, ale obawiam się tłumu drących mordy bachorów. Ale może zaryzykuję, zwłaszcza, że narysowałem sobie już własnego Kapelusznika. Jeeeee!

czwartek, 4 marca 2010

siedź tu.

Fajny dzień, ten dzień. Erotyczna niemal biologia, matematyka, która dostarczyła mi więcej śmiechu niż niejedna komedia, gość od woku wołający za mną "Franek!" i traumatyczne siedzenie w szafce Kamiśki i Baśki przez 15 minut. Szafka 0,5x0,5, ja, śmierdzące buty i justin na plakacie obok. Do tego przechylanie szafki przez tych idiotów i udawanie omdlenia. No musiałem przestać reagować, żeby mnie te lamy w końcu otworzyły. W sumie fajne doświadczenie, dowiedziałem się, że mam klaustrofobię. Przydatne podczas rezonansu.
Jutro prawdopodobnie po raz kolejny kręcimy lipduba, będzie tanczonko.
Ponadto:
-jestem uzależniony od empiku, to pewne.
-nie mam książki do historii, baba mnie zje (zaraz po tym jak zrobi zniesmaczoną minę)
-jutro piątek na 100%
-Rasiu nagrał mi 6 sezon housa, jupi.
-w przyszłym tygodniu rekolekcje czyli wolne. jupi2.

Pozdrawiam Majkela Dżeksona i Miśkę,
która chce mi zrobić tatuaż na ramieniu.

środa, 3 marca 2010

chcę.

Tak bardzo chciałbym się już położyć spać, ale mam świadomość, że powinienem się jeszcze pouczyć. Tak bardzo nie lubię ignorować tego uczucia, ach! Tak bardzo chciałbym móc spać, gdy budzę się o 6:15. I nie mogę.
Kurwa.
Mimo świetnej wiosny dzisiaj rano popadał śnieg, ale to tylko po to, by mógł stopnieć, co świadczy o zajebistości wiosny i ciepełka. Zgubiłem czapki, żadna z tych, których nie zgubiłem nie wciśnie mi się na głowę. Chodzę więc z czarnym afro, co powoduje złudzenie 'drugiej głowy'. Ludzie się patrzą, ale mi to pasuje.
Nie ważne co mówią (i jak patrzą w tym wypadku), ważne, by nazwiska nie przekręcili. 
Dzięki tygodniowi bez hiszpańskiego pożyję jakieś pół roku dłużej. Takie info, jakby ktoś czekał na moją śmierć na przykład. Nie, nie wybieram się sprawdzić, czy tam jest Jezus, czy Budda. Nie teraz, może za jakieś 60 lat.
Tak sobie myślę, że zrobię jak zwykle - skończę tę notę, sprawdzę facebooka i oleję naukę, położę się spać.
Tak, to jest dobry plan.

poniedziałek, 1 marca 2010

wiosna!

Dzisiaj przekonałem się, że jednak życie jest piękne. Baby od hiszpana nie ma do końca tygodnia! I wcale jej źle nie życzę, niech pracuje, pieniążki zarabia, ale cieszę się niezmiernie, że jej nie będzie.
Ponadto poranne wstawanie nie było takie tragiczne, a w szkole miałem tylko 4 lekcje. Miodnie.
Do wakacji zostało 72 dni szkoły. W sumie da się przeżyć.
Karolina kazała mi napisać, że jest fajna to piszę. Karolina jest fajna.
Poza tym muszę wybrać się z Hubertem na rajd po szmateksach w poszukiwaniu strojów na skecz do Dnia Patrona. Bufiaste spodnie i rajtuzy to jest to! Jeaaaah!
Póki co cieszę się ładną pogodą i głowourywającym wiatrem, czuć wiosnę.