piątek, 12 marca 2010

oh jea, wait a minute, mr postman!

Dzień Patrona. A ja jako kolega Brajana, niby Kopernika, który razem z Hubertem namawia tegoż Kopra do wyjścia na miasto, na piweczko. No kurwa cud, miód. O ile moje prognozy co do jakości występu były tragiczne, o tyle skecz wyszedł bodaj całkiem nieźle.
Biała koszula, coś ze szmateksu, spodenki pumpy(szyte na zamówienie, nie byleco!), rajstopy, buty w szpic, afro i mamy idealny strój do występu przed nauczycielami i setkami uczniów. Jeeeah, będę sławny!
Dzisiaj miała być impreza u Kryśi, ale niestety nie ma. Łkam.
Mój zawirusowany wczoraj nieziemsko komputer, dzisiaj doznał cudownego, samoistnego odwirusowania i co lepsze - działa! Jupi! Gdy tylko zorientowałem się, że mogę klikać w foldery i to klikanie niesie za sobą akcję w postaci otworzenia tegoż folderu, odpaliłem nero i nagrałem co ważniejsze rzeczy. Ha, teraz się możesz psuć suko, sformatuję cię bez wahania!
Zaliczyłem dzisiaj dwie gleby. Wracając z autobusu, dla jasności. Pomijając fakt, że wysiadłem przystanek dalej niż zawsze, bo nie mogłem się dopchać do wyjścia (pieprzone autobusyyyy) miałem do domu dalej niż bliżej. 10 sekund po tym jak autobus mnie wypluł zaliczyłem glebę nr 1. Sto metrów dalej, uważając by nie pośliznąć (bo z naprzeciwka nadjeżdżał bum-bum) właśnie wtedy zaliczyłem glebę numer 2. 
Ach, czuję się tak poobijany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz