niedziela, 28 marca 2010

no i czeeść.

Po koncercie. Było hucznie, głośno, ciasno i szybko.
W pozornie pierwszej części posiedzieliśmy na balkonowych schodach przyglądając się z góry występującym kapelom. Metalu jedynie nie strawiłem, ale Anita śpiewa fajosko. Potem pobiegliśmy długimi i krętymi korytarzami ercekapu na 'zascenę' bo za niedługo miały wystąpić gwiazdy - czyli my - chór.
A propos występu to znów musiałem przyoblec znienawidzony strój czyt. garniak. No w życiu bym nie pomyślał, kiedy go kupowałem przed balem gimnazjalnym, że będę go musiał ubierać tak często. sic. Ja - wieczny nibyskejt nienawidzący hiphopu w przydługich koszulkach, dżinsach i kolorowych butach miałbym ubierać to sztywne, nienaganne coś? No wai. I się okazało, że mam to na sobie średnio raz w miesiącu... Ale - do rzeczy.
Wyszliśmy gdy scenę zasłaniał jeszcze ekran do wyświetlania filmików. Poplątaliśmy się troche, poustawialiśmy, Wielki T zajął pozycję i poszło! Ekran w górę, jupitery na nas, światło w oczy i wio. Gdzieś pod koniec pierwszej piosenki zapomniałem co to ślina. Języka nie czułem, ale śpiewam dalej, jp! Wszystko poszło dobrze, podobno. Bo my się w zasadzie nie słyszeliśmy.  Zeszliśmy, poluzowałem krawat, zrzuciłem marynarę i przebrałem ohydne, szpiczaste buty na moje poczciwe najki. Hej, wróciłem!
Pooglądaliśmy reszty występów, udzieliłem czterozdaniowego wywiadu do (o zgrozo)  radia fara i uśmiałem się do łez na making ofie. Słowem - cudnie. I nikt nawet mnie za bardzo nie drażnił! O.
A teraz siedzę przed kartką z poleceniem napisanie konspektu i piszę. Tylko, że bloga.
Jestem super hepi, bo zamówiłem sobie 2 płytowych Bitelsów, a moj superstarowyglądający zegarek na łańcuszku bez łańcuszka powiedział "pierdol się" i stanął. Jp, zegarek.

1 komentarz:

  1. dołączam się do JP dla zegarka!
    a jeśli chodzi o elenkey, to dziwnym trafem perkusistka śpiewa lepiej od wokalistki. Serio.

    OdpowiedzUsuń