I to właśnie spanie to ostatnio moje ulubione zajęcie w chwilach wolnych, tudzież absolutnie nie-wolnych, lecz przekształconych na wolne.
Kompletnie nie wiem, o czym mam pisać, ale zgodnie z zasadą "pisz kurwa, bo za 5 lat znajdziesz tego bloga i będziesz miał niezły ubaw przy czytaniu" - piszę.
Moja klasa organizuje akademię z okazji 11 listopada. Jest tłoczno, głośno, pesymistycznie ("przecież to jest bez sensu! rozumiesz coś z tego?! wykreśl to.") ale zrobimy to. I się uda, bo czemu ma się nie udać. Ja jestem jakimś historykiem, biorę udział w debacie, kłócę się z Mateuszem, spoko mi.
Za tydzień półmetek. Z Kasią. O ile będzie miała dobry humor, to czeka mnie ~6 godzin śmiechu i tego, co przyjęło się zwać pozytywnymi wibracjami. Przyjaciele, orkiestra, dzikie tańce, ha! Oby do soboty, oby do soboty!
Przed sobotą muszę jeszcze przygotować minimonodram (?) na kółko teatralne. Łooł, po prostu już skaczę z radości. Zwłaszcza, że mój tekst zaczyna się od słów "Tylko rób tak żeby nie było dziecka
A teraz - czas spaaaaać. (w sumie dwie godziny temu się obudziłem, ale, jak to mówi Dżoana krupa - hó kers!)
Dobranoc