niedziela, 26 lutego 2012

2-1

Dwa zmieniło się w jeden. Ale nie, nie będzie poruszającej, blogowej opowieści. Sorry doktorku.
Wczoraj byliśmy na Spadkobiercach. Idealny przykład jak ze średniego pomysłu i scenariusza zrobić bardzo dobry film. Nie wiem czy na miarę Oscara, ale mimo wszystko to kawał solidnego dramatu ze smutnym Clooneyem w japonkach.
Pokrótce - smutny Clooney - dziedzic fortuny i pięknego kawałka ziemi na Hawajach, ma pod górkę. Jak jasna cholera. Żona od kilku tygodni w śpiączce, córki rozwydrzone i nie przyzwyczajone do ojca, sam Clooney zapomniał jak to jest być głową rodziny i nie może poradzić sobie z całą sytuacją. Na domiar złego dowiaduje się, że ukochana żona go zdradzała. A on nie surfował od 15 lat. Mimo raju na ziemi, w którym przyszło mu mieszkać, nie radzi sobie z całą sytuacją. A sytuacją, choć smutna i, wydawać się mogło, dość pospolita, przykuwa do ekranu. Kiczowata, hawajska muzyka na ukulele, piękne widoki i smutny Clooney. I obraz tego, że nie ważne gdzie, jak i z czym w portfelu - życie jest trudne.
Bo jest.

wtorek, 21 lutego 2012

wojsko

Armia się o mnie upomina. Przyszło zaproszenie na liczenie jąder na jakimś gównianym świstku szarego papieru. No pięknie.
Jutro sprawdzian z wosu, a ja zasypiam na stojąco. A na leżąco to już w ogóle odlot. Na szczęście opatrzność czuwa, kobieta odwołała wieczorny angielski. KTOŚ CZYTA W MOICH MYŚLACH.
Piksele w prawym dolnym rogu ekranu pokazują osiemnastą. Tak mało czasu zostało do rana. Wosie, ty suko.

środa, 15 lutego 2012

nibiru

Egipcjanie nie do końca mieli rację. A powrót do szkoły po feriach to jakieś nieporozumienie.
Maraton sprawdzania czy w ferie zaglądaliśmy do książek i robiliśmy ćwiczenia został oficjalnie rozpoczęty. Przed przerwą nikogo nie zastanawiało, czy damy radę napisać 3 sprawdziany w 3 dni. Byle już mieć wolne. Teraz się okazuje, że nie, nie damy rady. Umieramy i przekładamy co się da. Boże, byle do maja.
No, chyba że Nibiru razem ze swoimi 7 księżycami w nas prędzej pierdolnie. A co tam. Niech pierdolnie.

sobota, 11 lutego 2012

dniówka

Kto jeszcze nie czuje, że dzisiaj ma studniówkę - ręka do góry.
Staroegipskie papirusy mówią, że jeśli się nie chce iść na imprezę, to ta impreza będzie udana. Oby Egipcjanie mieli rację.
Mucha zawiązana, buty się błyszczą, aparat w pełnej gotowości.
Idziemy się bawić.

środa, 8 lutego 2012

dark paradise

Od Grześka wyszedłem z jakimś takim spokojem.
Nie wyglądał tak źle jak na zdjęciach. Mimo wszystko - wychudzony, wątły, leżał tak bezwładnie. Spał. Generalnie jest lepiej, wygląda na to, że kontaktuje. Niestety to przypuszczenia, które trzeba sprawdzić. Pojechał w nocy do Torunia.
Myślałem, że będę ryczał jak bóbr. Ale spokój rodziny i pogodzenie się z tym, co jest wiele daje. Cały czas jest ta myśl, że teraz nie wiadomo czy coś słyszy, co widzi, czy nas rozumie. Ale przecież opowie jak się obudzi. Wtedy wszystkiego się dowiemy. Pogadamy.
Siedzę owinięty kołdrą, obok sterta skórek z mandarynek. Nie mogę ruszać karkiem. Mam 78 lat i pozdrawiam.
A babcia mówiła, że mróz, że zawieje.
Cholera.

niedziela, 5 lutego 2012

sleepy

Idę dzisiaj odwiedzić przyjaciela z gimnazjum, o którym już kiedyś pisałem.
Od sierpnia jest w śpiączce.
Jutro wyjeżdża do jakiejś kliniki. Chcemy się z nim zobaczyć.
Boję się jak cholera. Nawet może bardziej.

piątek, 3 lutego 2012

aktywny senior

Dwie pary skarpet, herbata w termosie, pięćdziesiątka wódki w torbie a na zewnątrz minus dwadzieścia. Na ulicach pustki, w autobusie jechałem sam. Jak po apokalipsie, tyle, że pksy jeżdżą. Dotarłem na siłownię, Mariusz dzwoni, że nie ruszy i go nie będzie. ZABIĆ TO MAŁO. Ale był Adam. I squash. Pograliśmy, pograliśmy, wpieprzyłem się w ściany ze trzy razy i voila! teraz czuję się jakbym miał 80 lat. Jak nie wiem, co takiego jest w tej grze, że niby prosta, nie ma się o co zabić, a zawsze wychodzę poturbowany jak Najman.
2 wieczory bez internetu i jestem już pewien - jestem uzależniony. Rodzice przechodząc obok mojego pokoju przystają, robią krótkie 'ho!' i idą dalej. Tak, uczę się. Serio, dobrze widzicie. Mhm, z własnej woli. Ale dość dobrego - internet wrócił!
Luba moja uczy się nawet gdy ma internet, to jest dopiero. Dzisiaj się uczy, dlatego ja, zwerbowany przez Mariusza, wyruszam na wyprawę po Bocki (Żywiec Bock, taki z herbem Habsburgów - smaczny swoją drogą, polecam - red.) i pędzę na piwne spotkanie.
Mrozie, wypier*alaj!

środa, 1 lutego 2012

powrót

Nie, nie umarłem. Ciągle żyję. I mam się nawet dobrze.
Wyjąwszy ten mróz za oknem, który uparcie dobija do -20, jest całkiem przyjemnie.
Ferie - wolne od szkoły, ale nie od nauki. Trzeba ogarnąć wos, którego jest niewspółmiernie dużo do czasu, jaki pozostał do matury. W zasadzie nie wiem o czym mam pisać. Chciałem tylko powiedzieć, że wracam.
A teraz, pomimo 20 stopni mrozu pędzę na autobus. Godzina squasha z Mariuszem dobrze mi zrobi. O ile po drodze nie zamarznę. Jak coś - to jego wina.