piątek, 3 lutego 2012

aktywny senior

Dwie pary skarpet, herbata w termosie, pięćdziesiątka wódki w torbie a na zewnątrz minus dwadzieścia. Na ulicach pustki, w autobusie jechałem sam. Jak po apokalipsie, tyle, że pksy jeżdżą. Dotarłem na siłownię, Mariusz dzwoni, że nie ruszy i go nie będzie. ZABIĆ TO MAŁO. Ale był Adam. I squash. Pograliśmy, pograliśmy, wpieprzyłem się w ściany ze trzy razy i voila! teraz czuję się jakbym miał 80 lat. Jak nie wiem, co takiego jest w tej grze, że niby prosta, nie ma się o co zabić, a zawsze wychodzę poturbowany jak Najman.
2 wieczory bez internetu i jestem już pewien - jestem uzależniony. Rodzice przechodząc obok mojego pokoju przystają, robią krótkie 'ho!' i idą dalej. Tak, uczę się. Serio, dobrze widzicie. Mhm, z własnej woli. Ale dość dobrego - internet wrócił!
Luba moja uczy się nawet gdy ma internet, to jest dopiero. Dzisiaj się uczy, dlatego ja, zwerbowany przez Mariusza, wyruszam na wyprawę po Bocki (Żywiec Bock, taki z herbem Habsburgów - smaczny swoją drogą, polecam - red.) i pędzę na piwne spotkanie.
Mrozie, wypier*alaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz