niedziela, 11 lipca 2010

wieś się bawi.

Dni mojej, bądź co bądź, kochanej miejscowości przyszły wycierając leciutko obłocone buty o zielony trawnik. Z pewną dozą nieśmiałości rozłożyły się w parku i czekały. Czekały na chmarę ludzi, dzieci i komarów, która swoje miejsca ma zaklepane od wiosny. I doczekała się.
Wczoraj - pierwszy dzień przaśnej imprezki - przeraził mnie i zaniepokoił jednocześnie. Jeszcze rok temu na takiej samej zabawie szalałem do upadłego. Było głośno, szybko i kolorowo, ale i dość kulturalnie. Teraz, wychodząc z domu i kierując się ku parkowi (jakieś 100 metrów) minąłem kilka grupek 'bysiorów', 'hot_lasseczek' i 'tym_podobnych". Obcy przechodzili jakoś dziwnie gapiąc się na moje włosy (do czego już zdążyłem się przyzwyczaić), ale czułem, że Smienka wisząca na mojej szyi nie może czuć się bezpieczna. Potem było jeszcze gorzej. Kępy quasi-modnych gówniar w króciutkich białych miniówach, wymalowanych oczach, dziwnych fryzurach i obcasach wysokości moich całych zimowych butów, za kostkę. Obowiązkowym elementem wyposażenia takiego stwora jest guma w mordzie i telefon komórkowy trzymany w dłoni. Nie wiem, dla lansu chyba.
Przerażeni - ja, Saba i jej brat zacny, odizolowaliśmy się na przystanku autobusowym. Przechodzące stada wyżej wymienionych gatunków mieszały się ze stadami pokrewnymi - superhiperextra wylansowanymi chłopaczkami w toną żelu na włosach i białymi najkami z Ukrainy na stopach. No coś pięknego. Zaniepokoiło mnie to - serio. Może to ja jestem dziwny, bo ostatni raz żel na włosach miałem w 3 klasie podstawówki (nie żebym miał coś do stylizacji żelem ), ale to jak ci ludzie wyglądali było niepokojące. Ta chęć pokazania się z jak najlepszej strony na potańcówce pełnej potencjalnych 'kąsków', chęć lansu i pokozaczenia. To...to jest straszne.
Kiedy tak siedzieliśmy na przystanku obserwując chodnikowy wybieg, samica z przechodzącej akurat kępki, żując wyzywająco gumę (mam na myśli takie żucie na pokaz, jak w reklamach, albo tak jak krowa trawę, przykład z dzieciństwa), spojrzała perwersyjnie na moje krocze. No kurwa. Saba nawet to zauważyła (co nie?), zresztą ja to zapamiętałem, nawet jeśli ona nie. Zmyliśmy się.
Na miejscu imprezy zastaliśmy tańczącą dzieciarnię. Średnia wieku  na parkiecie - 13 lat. Obok przeszedł chłopak, na oko 14/15 letni z puszczą Żywca w ręku...

***

Przechodząc do rzeczy przyjemnych i przyjemniejszych - wypstrykałem kliszę, udało mi się nawet ją bez przeszkód wyciągnąć w mojej mobilnej ciemni (ja, czarna koszulka, ręka zasłaniająca okno i ciemny kąt w garderobie rodziców). Jutro idę wywołać. Jeśli nie wyjdzie, strzelę sobie w łeb.
Loro ma demota na głównej. Loro, jestem z Ciebie dumny i cieszę się Twoim szczęściem. Kozak jesteś.
Chcę iść do kina na Shreka, to jest mój plan na najbliższy tydzień.
Uff.

2 komentarze:

  1. Ach, kultura wsi...
    ;]



    I kto nie chciałby na Cię perwersyjnie spoglądać?
    ;>


    Na Shreku byłam i polecam.
    :P



    Kocham, ściskam i pozdrawiam.
    :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Potwierdzam, widziałam tego okropnego stwora gapiącego się na Twoje krocze. A fu...
    Ale wczoraj było fajnie, to musisz przyznać ;>

    OdpowiedzUsuń