poniedziałek, 15 lutego 2010

tjaaa...

Czuć ferie. Spanie przez pół dnia, nicnierobienie, oglądanie Housa i cały wieczór spędzony przy Eurobiznesie. Coś pięknego.
Wczorajsze walentynki nachalnie przypominały mi o czymś w stylu: "Helou! Słonko, nie masz z kim dzisiaj się poprzytulać, zjeść lodów czekoladowych, albo pójść do kina! Inni teraz są szczęśliwi, a ty nie! Zrób coś z tym!". W sumie to racja. Ale co z tego, skoro z tym na razie nic nie da się zrobić? Ja mam na oku, a ona? Raczej mnie nie... W ogóle te całe walentynki to gówno jest. Wszędzie czerwone serduszka, różyczki, czekoladki. A w dupę sobie to wsadźcie! Jeśli kogoś kocham, to mam mu podarować różyczkę czy inną czekoladę tylko 14 lutego? No bez jaj. Ten 14 jest tylko po to, by zdołować singli, mówię wam. I żeby zbić kasę, ale to chyba oczywiste.
Plany na jutro? Robienie czegoś innego niż spanie i oglądanie Housa.
Może trip do empiku? Łeee,chyba jestem za leniwy... aczkolwiek perspektywa odebrania mojego limitowanego This is it jest kusząca. Zobaczy się.
Peace, love & fotomontaż. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz