piątek, 26 lutego 2010

be italian.

Optymistyczny trip do kina na Nine był bardzo sympatyczny. Piękne panie tam się w tym filmie wiły, oj piękne. A "be italian" będę sobie jeszcze długo mruczał.
Jutro (dzisiaj!) trzeba będzie wybrać się po miesięczny z Sabiszonem, a potem opłakiwać koniec ferii. Straszne to, ale prawdziwe. I znów wróci hiszpański, historia i mdła geografia. Ale też dająca kopa i skracająca życie matematyka! Cieszmy mordy! Jeee!
Na kuniec moja recenzja Najn z pewnego forum. Salut.



 Nine
Mimo niemiecko brzmiącego tytułu dostajemy tutaj wiele bardzo ładnych pań, które prężą się i wiją w rytm muzyki. Film opowiada historię podstarzałego reżysera, który kręci swój kolejny film, nie mając scenariusza. Wypalił się, ot co. Oprócz tego ma problemy z żoną, kochanką i wieloma innymi kobietami.
Sam film chwilami może i nudny, jednak bardzo dobrze zrealizowany. Znakomity Daniel Day-Lewis w roli reżysera bez wątpienia ratuje całe widowisko.
Scena z Fergie jest nieziemska. Sex, piach i tamburyna. "Be Italian" to wg mnie najlepszy utwór z całego filmu, wpada w ucho.
Zatem - Nine to dobry film ze znakomitą obsadą, który warto zobaczyć jeśli lubi się takie kino.

 

1 komentarz: