sobota, 10 września 2011

terminus a quo

Ostatnia noc była sztuką. Nocne teatralia, od zmierzchu do świtu. Świetne spektakle, dobre animacje między przedstawieniami, świetni aktorzy i after z nimi do 5 rano. Rodzinny teatr z Nowej Soli rozpierniczył wszystko i wszystkich. Ostatni spektakl, śpiący ludzie o północy zajęli miejsca. Wszedł Stary Pan w majtkach i płaszczu. Rzucił kurwą i dołączyła reszta. Nie ogarnąłem. Ale bawiłem się znakomicie. Teatr może (musi?) być przecież nieco kontrowersyjny, inny. Oni tacy byli. Wszystko wyglądało na dobrą zabawę i freestyle, a było dokładnie przemyślane. Pluli wódką, rzucali sobą nawzajem, koleś w sukience z kokardą będący Robin Hoodem obiecał wpierdol komuś z widowni. Interakcja nieziemska. Podobało się.
A potem razem z nimi piliśmy piwo i chwaliliśmy co się dało. Fajni ludzie.
Po trzech godzinach snu pojechałem tłuc kolana na naszych warsztatach teatralnych. Kiedyś przecież trzeba coś wystawić. Niewyspany, głodny i zachrypnięty udawałem małpę. Małpę w nie najlepszej kondycji. A mogłem, cholera, być baobabem.

3 komentarze:

  1. Rzucę kurwą i powiem, po raz wtóry, że piszesz genialnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, to mobilizujące :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, bo chcę tu widzieć jak najwięcej nowych notek ;)

    OdpowiedzUsuń