poniedziałek, 15 sierpnia 2011

prawo i pięść

W sobotę wybrałem się z Olką do lasu. Właściwie do przed-lasu. Ogarnąć miejsce na planowane ognisko.
Pierwsze spostrzeżenie - zero kondycji.
Na miejscu marzyliśmy o deszczu, takim chłodnym, minutowym. I ziściło się. Jakieś 10 minut później zaczęło padać. Potem ostro padać. Burza. Uciekliśmy, zabraliśmy rowery i przy akompaniamencie grzmotów pobiegliśmy do starej chaty naszych sąsiadów. Tyle że to taka półchata już. Z półdachem. Przemoknięci i z myszami wokół stóp modliliśmy się o koniec burzy (burza w lesie to zupełnie NIE TO). Coś wpadło mi do buta. Kamień - myślę. E-e. Kulka lodu. Napierdala gradem. 13 sierpnia, dzięki.
W końcu zdecydowaliśmy, że wychodzimy. Zaczynało się przejaśniać. Pognaliśmy w stronę domów, w stronę światła. Za nami czarne chmury i grzmoty. Brakowało tylko ziemi osuwającej się spod kół i prequel 2012 gotowy.

3 komentarze:

  1. sluchasz mozdzera? o_o
    albo komedy? o_o
    czy ogladasz film czy co? o_o

    OdpowiedzUsuń
  2. no, Możdżera. Co koleś ma zwinne palce to koniec.

    OdpowiedzUsuń
  3. mozdzer zrobił płytę z chopinem, polecam.

    OdpowiedzUsuń