Powrót do szkoły okazał się, odziwo, nie najgorszy. Matma, a potem to już z górki. Potem małe zakupy i posiedzenie w Mcu przy niezdrowych rzeczach.
Mimo braku zmęczenia i dobrego samopoczucia nie mogę się przestawić na tryb ucz-się-nie-pierdol. Nie mogę się zabrać nawet za mój lovely angielski. Na myśl o jutrzejszych trzech (3!) historiach mam stany lękowe.
Byle do weekendu. Znowu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz