niedziela, 19 grudnia 2010

peachy

To był bardzo intensywny tydzień. Wytrwałem.
Chóralne eliminacje upłynęły jak zwykle pod znakiem świńskich dowcipów, podrabiania podpisów pod zgodą na wyjazd i trzeźwości. No, też się dziwię.
Najpierw rozśpiewka niemal pięćdziesięciu osób w pokoju 2 x 2 metra, kawa i czekanie na naszą kolej. Gdy ta nadeszła, wytoczyliśmy się na maleńką scenę, odchrząknęliśmy i zaczęło się. Pierwsza kolęda - peachy, druga - lovely, trzecia -...będę obiektywny i powiem, że polegliśmy. Kilka razy zmieniliśmy tonację, ale, 'kto dba'. Dośpiewaliśmy i z pokerowymi twarzami zeszliśmy z minisceny. I taaak było fajnie. Nie załapaliśmy się do drugiego etapu, ale wyjazd w styczniu i tak zaliczymy. Ale nie o tym, nie o tym...
W piątek wybraliśmy się z przyjaciółmi na Blagę - takie bliżej nieokreślone coś, co w założeniu ma być przeglądem młodzieżowych wieczorów rozrywkowych. Ani to przeglądowe, ani rozrywkowe. Denny poziom dowcipów, smętno-smutne piosenki wykonywane przez szkolne gwiazdy, które mają tyle wspólnego z rozrywką co matematyka i karygodne zachowanie 'publiczności' to nie jest to co chcę oglądać w piątkowy wieczór. Polamentowaliśmy, obiecaliśmy sobie, że za rok wyskoczymy z takim skeczem, że dupę urwie, obejrzeliśmy występ koleżanek ze szkoły i wynieśliśmy się szukać schronienia w jakimś miłym barze. Padło na paleniu owocowej shishy i zdjęciach z dymem w ustach. To dopiero młodzieżowy wieczór rozrywkowy, o.
Wczoraj świętowałem osiemnaście lat egzystencji na tej ziemi Grześka - kumpla mego wspaniałego. Dooobrze było, syto. I zorba była(kamikaze dla pijanych) i Księga Seksu krążąca z rąk do rąk, i Sobieski. Piona dla Kamila, jedynego trzeźwego (prezentowy alkomat i tak mu 0,1 pokazał...), który pilnował cobym się na nogach trzymał, a potem pod dom jeszcze odwiózł,  ha! Dzięki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz