czwartek, 28 stycznia 2010

toczykołaczas.

Przypływ weny - rzadkość. W piątek był koncert dla rodziców. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że...kocham ten chór! Co prawda spieprzyliśmy kilka utworów, ale końcowe Va, pensiero (kompletnie nieumiane, zresztą) zaśpiewaliśmy z fałszem i uśmiechem na ustach, ku uciesze kilku mam, które zostały na sali. Jutro z klasą wybieramy się w niesamowitą, niewiarygodną, pełną niebezpieczeństw i zwrotów akcji podróż do nieskalanego ludzką stopą kina! Nom, do tego koło szkoły. Seans z Szerlokiem lub, ponownie, z Avatarem, potem do Maka. Dzień marzenie. Dobija tylko ten tragiczny mróz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz