piątek, 1 stycznia 2010

2010

Cześć 2010! Dopiero chyba do końca ogarnąłem się po wczorajszym Sylwestrze (chyba, bo ból w mięśniach pozostał). Zabawa była raczej przednia, ale nie mogę za dużo napisać, bo jeszcze mi nie opowiadali.
Podobno spałem pod stołem (to tłumaczyłoby ogromny ból pleców), potem długo nic, następnie - już bliżej północy, Kamiśka wpuszcza do domu obłoconego psa, Hubert wróży z rzygów, siedzimy z Szymkiem i Ewką w domku siostry Cyśki (wymiary domku - 0,5m x 0,5m), a potem to już całkiem dobrze pamiętam próby zaśnięcia na łożu Cyśki. Hitem okazało się "rrama, rrama" Krysi i moje "Keeen Leeee!!!" (polecam - http://www.youtube.com/watch?v=_RgL2MKfWTo). Potem wrócili rodzice Marceliny i już trzeba było być grzecznym. Po wspaniałych dwóch godzinach snu na podłodze zadzwoniła mama i chcąc, nie chcąc spanie się skończyło. "Co tobie się tak język plącze?!" - a ja tylko śpiący byłem...
W drodze na wiejski (hr,hr,hr...) rynek doszedłem do wniosku, że pies to najgorszy przyjaciel skacowanego człowieka. Te wszystkie kudłate świnie tak ujadały, gdy szliśmy ulicą, że dźwięk rosnącej trawy to pikuś.
Mimo wszystko - to był najlepszy sylwester w moim, 17 letnim już prawie, życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz