niedziela, 23 maja 2010

syr-daria

Wieczór z geografią – jak cudownie to brzmi.


Co prawda między zapamiętywaniem rzek Azji czy Ameryki zajęty byłem skanowaniem starych zdjęć rodzinnych, to jednak niemal cały wieczór przesiedziałem przed atlasem. To smutne.

Mentalnie jestem jakoś permanentnie wkurwiony, ale to chyba przez brak cukru w organizmie od jakiś 2-3 dni. W dalszym ciągu jem serki, ryby i kurczaki. Dzisiaj nawet własnymi rękami zrobiłem sobie obiad! W tym miejscu powinien wejść Krzysiu Ibisz i nakłonić wszystkich państwa do gromkich braw. Kurczak w jogurcie tylko fajnie brzmi. Paski filetu położyłem na patelni, do miski wlałem jogurt (0% tłuszczu!) nawaliłem czili, oregano, przyprawy do kebaba (wtf?!), odrobinę pieprzu, soku z cytryny, posiekany listek czegoś zielonego z kuchennego parapetu (do teraz ni cholery nie wiem co to było) i wymieszałem. Było fajne, kolorowe. Dodałem do kurczaka, po minucie patrzę – a ten sukowaty jogurt mi się zważył. Jp jogurcie. I potem miałem kurczaka o smaku czili w bryndzy jogurtowej z czymś zielonym z parapetu. Hell yeah! W sumie to takie nie najgorsze to było. Ale już wiem, że kurczak w jogurcie to nie jest to, co chcę jeść codziennie, na-a. Stanowcze na-a.

1 komentarz: