niedziela, 18 marca 2012

wiaduckt

Wyszło słońce, jest świetnie. Balkon mnie woła i macha leżakiem, ale wos jest w opozycji. Trylogia Millennium skutecznie odciąga mnie od jakiejkolwiek aktywności naukowej. Larson jest mistrzem i tylko zastanawiam się, jakiego trzeba mieć pecha, by umrzeć w świadomości, że napisało się książkę. Zwykły kryminał, który światowym hitem stał się rok później, pośmiertnie. To trzeba mieć pecha. Rozłożyłem się z markerami, kartkami, książkami i, niestety, laptopem. Jest jasno, ciepło i przyjemnie. Tylko ta nadchodząca matura jakoś tak straszy.
Wczoraj - powrót do korzeni. Wyjście ze starymi kumplami dało kopa. Piliśmy alkohole z Biedronki na wiadukcie, tańcząc i śpiewając. Wywalono nas z baru - cały niemal zarezerwowany - co to za polityka ja się pytam?! Ale młodzi jesteśmy, poszaleć można.
Ale coś się zmieniło...
Nie jest jak dawniej.
Amarena mi już nie smakuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz