poniedziałek, 16 listopada 2009

this is it

Mama se, mama sa, mamakosa! Dzisiejszy dzień upłynął pod znakiem kina. Z pieśnią na ustach zerwałem się z ciepłego łóżka o 6:00 by o 7:00 stanąć pod pewnym bankiem i czekać na autobus, który miał zawieźć naszą klasę do Rz. Zabukowaliśmy tyły autobusu - jak zwykle zresztą - i ochoczo pojechaliśmy ku apokalipsie. Wrrrróć. Najpierw był Majkel. Na This Is It! wybraliśmy się w pierwszej kolejności. Jezier zakupił słony jak cholera i wielki jak... [cholera jest wielka? może być chyba...] popcorn, ja przebrałem się w idiotę (różowe, długie rękawiczki i czapka - żulerka zrobiły swoje) a do kina weszło jakieś pięć tysięcy, na oko sześcioletnich, dzieci. Słodko. Rozbestwione to jak nie wiem. Oblepiły sobą wszystkie sofy i fotele - trzeba było wiać do sali. Dobra, przejdźmy do filmu. Mnie Majkel nie zawiódł, chociaż trochę to przykre, że dałem zarobić jakimś ludziom być może odpowiedzialnym za jego śmierć. Sam film to dokument przedstawiający sceny z prób do ostatniej trasy - This is it. To, co ludzie odpowiedzialni za to show zrobili to jest jakaś masakra. Pozytywna. Nowa wersja Thrillera, tancerze wyskakujący z parkietu jak tosty, fantastyczne efekty i 50cio letni Majkel ruszający się jak zawsze. Chciałbym, żeby mój dziadek tak się ruszał. W końcu jest niewiele starszy. Na filmie bawiłem się przednio, razem z Bahą i Kamiśką śpiewaliśmy, 'tańczyliśmy', nawet Hubert coś tam zapiszczał. Boskie widowisko, rly. Po filmie poszliśmy zrobić wiochę w McDonaldzie - udało się. Po raz kolejny suszarka do rąk w WC chciała mi łeb urwać. To chyba jakaś wróżba.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz