sobota, 7 stycznia 2012

vocaler

Wróciłem. Zmęczony i zachrypnięty ale zadowolony. Jak zwykle.
Gardło mnie boli nieziemsko. Mam wrażenie, że połykana ślina musi pokonać jakąś zajebiście trudną przeszkodę w drodze do celu i pomaga sobie przy tym czołgiem z naostrzonymi gąsienicami [WTF]. Tak czuje się moje gardło, mniej więcej. Ale było dobrze. Szaleństwo wygłupów, zapomnienie na chwilę o maturze, śpiewanie WSZYSTKIEGO przez CAŁY niemal czas. Lubię. Bardziej niż maturę.
W drodze powrotnej oglądaliśmy Across the universe. Utwierdziłem się w przekonaniu, że to nie jest lekki film. A dla mnie to już zupełny ciężar. Mały, czarny chłopiec zaczyna Let i be, a w refrenie już niosą jego trumnę. Dół i płacz, że nie ma zmiłuj. Ale soundtrack i tak nucę do teraz.
Jutro randka z wosem. Bo historia to mnie nie lubi zupełnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz