środa, 6 kwietnia 2011

to do

Wczoraj był dzień podniosły - targi edukacyjne. Blask, splendor, chwała i inne rzeczowniki mogłyby pasować do tego spędu szkół walczących o przyszłych uczniów. Ale mimo podniosłego przemówienia jakiegoś ważnego pana w garniturze spęd pozostał spędem. Ja nie mówię, że było źle, co to, to nie, w końcu nieobecność na lekcjach ku chwale wyższych celów jest jak najbardziej pozytywna. Po prostu zabolało mnie to....że...JAKO CHOLERA JEDYNI NIE MIELIŚMY ŻADNYCH CUKIERKÓW! Ni lizaka, ni nic. Mimo to dzicy gimnazjaliści, posiliwszy się na stoiskach innych szkół, przychodzi do nas i wypytywali o wszystkie szczegóły naszego licealnego życia. Było miło, sympatycznie, trochę śmiesznie. Były ładne dziewczyny z dużymi tymi...no..osiągnięciami, byli chłopcy z pierwszym wąsem, którzy baardzo chcieli być elokwentni, a ich każde zdanie brzmiało jak cytat z wypracowania. Byli kolekcjonerzy ulotek, para dziewczyn stojąca przez półtorej godziny przy naszym stoisku i bojąca się zagadać, a także kumple od wódki (zachwyceni tym, że szatnia jest pod ziemią, także wódeczka będzie mieć chłodno w domku).
Mam nadzieję, że wszyscy którzy chcą, dostaną się bez problemu. Problemy są złe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz