piątek, 1 października 2010

off

Nie ma mnie.
Olałem kilka dni szkoły, spakowałem książki do historii, słuchawki i zenita i pojechałem do rodzimy. Sosnowiec okazał się chłodny i zachmurzony, to nie pomaga, stanowczo. Ludzie się śpieszą, rozdają ulotki. Jakiś zaniedbany ośmiolatek widząc mnie i mojego ojca idących ulicą, wybiega z bramy i chce nam sprzedac karte z piłkarzem. Za złotówkę. Mój tata daje mu pieniądze, za karte dziękuje. Chłopczyk szeroko się uśmiecha do siostry stojącej nieco dalej, cieszy się. Kolejni przechodnie olewają jego ofertę, idą dalej, a on ściska w dłoni plik kart. Strasznie mnie to 'ruszyło'. Jutro wezmę jakieś słodycze i pójdę w to samo miejsce. Może nadal będzie sprzedawał karty.
Próbuję uczyc sie historii. Zaznaczam markerami istotne rzeczy i łudzę się, że dobrze mi idzie. W mieszkaniu pełnym ludzi nawet zaznaczanie nie należy do najprostszych.
Jutro mam nadzieję wybrac się na minishopping - muszę kupic sobie czapkę. Jedyną, jaka wchodzi na moją głowę - zgubiłem. Taaakk, afro ma swoje wady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz