Po prawie pięciu godzinach w samochodzie dotarłem do domu.
I jestem szczęśliwy, na chwilę. Skręciłem stolik z ikei, ogarnąłem bagaże, zaglądnąłem kontrolnie do lodówki, wyszedłem na balkon (z którego, jak zwykle, widzę robotników robiących chodnik od trzech miesięcy, opierających się na łopacie), czuję, że jestem u siebie!
I będzie fajnie aż do momentu otworzenia książek do historii i innych arcyważnych przedmiotów...
Żadnych notek a'propos dyskoteki?
OdpowiedzUsuń;>